Menu główne:
Wisła 2013
Pomysł zrodził się jak zwykle w długi zimowy wieczór.
Były już różnego rodzaju rejsy morskie i nie tylko, włóczęgi po górach, nie wielkie rajdy rowerowe, ale na kajaku to do tej pory za daleko nie dopłynąłem. Trochę szperania w internecie, informacje o akwenach, możliwości przebytych kilometrów w ciągu doby. Porady fachowców i "fachowców" na forach kajakowych. Swoją drogą to o ile Internet byłby wspanialszy, gdyby nie trzeba było cedzić i uczyć się pomijać posty ludzi, którzy za wszelką cenę najczęściej ignorancji i śmieszności usiłują wykazać się aktywnością.
Padło na Wisłę. Byłem oczarowany opisami ludzi, którzy chwalili tą nadal dziką i pełną uroku rzekę.
Kolejną rzeczą było dobrać sprzęt, czyli kajak, wiosła (jak długie, skrętne czy też nie?) itp.
Z racji na ograniczony budżet usiłowałem wskrzesić stary kajak "P…(coś tam)" pana Płucińskiego konstrukcja chyba jeszcze przedwojenna. Drewniany szkielet z poszyciem sklejkowym, wyposażony w drewniany maszt z rozprzem, płetwą mieczową i sterową. Żagiel dopasowałem z optymista. Piękny kajak, lecz po próbach okazało się, że jest bardzo ciężki i do tego gdzie niegdzie przecieka.
Wspólnie z Piotrem ważymy jakieś 180kg do tego ekwipunek do życia przez dwa tygodnie, koło 100kg. Możliwość wpłynięcia na nieokreślone przeszkody, konieczność wyciągania na brzeg i w końcu transport na dachu samochodem osobowym na drugi koniec Polski. Wnioski doprowadziły nas wreszcie do kupna nowego, niezbyt wykwintnego ale za to solidnego kajaku.
Producent na nasze życzenie wzmocnił nieco wskazane przez nas miejsca dodatkową ilością maty i żywicy.
Z racji, że poprzednik był wyposażony w żagiel, no i my bardziej żeglarze niż kajakarze. Postanowiliśmy doposażyć go w maszt i cały niezbędny do żeglowania kram.